dy człowiek — słysząc tak pochlebne słowa o moim przyjacielu.
— Ach, panie mój kochany — odpowiedziała pani — to-żem ja na rękach jego nosiła. Nieboszczyk mąż, świéć Panie nad jego duszą, był komisarzem u hrabiego S., o wiorstę od N., a nieboszczyk ojciec Lucysia był w N. aptekarzem. To, panie mój kochany, w przyjaźni żyli z sobą, jak bracia. Jestem Anna Owsicka, do usług pana dobrodzieja.
Młody człowiek skłonił się w milczeniu.
— A pana dobrodzieja godność, czy wolno spytać? — podchwyciła pani Anna.
— Cypryan Karłowski — odrzekł z lekkim ukłonem i uśmiechem mężczyzna.
Na dźwięk tego imienia, kobieta z zasłoną na twarzy poruszyła się lekko i, mimo koronki, znać było jak błyszczące oczy zwróciła na młodego człowieka. Nic jednak nie rzekła i na chwilę umilki wszyscy.
— Która téż to godzina, panie mój kochany? — spytała znowu pani Owsicka.
— Dziewiąta — odpowiedział pan Karłowski, patrząc na zegarek.
— O Chryste Panie! to-żem ja jeszcze nie zmówiła godzinek do Opatrzności Bozkiéj. A jadę do Częstochowy, panie mój kochany; grzechem duszy obciążać nie można, w takie święte miejsce jadąc. Całe życie wybierałam się do Częstochowy, aż, chwała
Strona:PL W klatce.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.