że w sumieniu własném, że takim zostanie jutro, jeśli go zgubne okoliczności ku téj saméj, co innych, otchłani pociągać będą?
„Ileż razy w bezbarwném, ciemném, gorzéj niż to, bo w brudném otoczeniu, w jakiém postawiła mnie powinność, ileż razy, śród odgłosów i widoków tak bardzo rażących wszystkie sympatye i pragnienia moje, czułem wrzącą w piersi głuchą niecierpliwość. Ileż razy myślą wychodziłem po-za ciasny obręb mojego działania i w marzeniu widziałem otwierające się przede mną pole szerokiego czynu, pole działania, pełne zapór i trudów, ale w których końcu był cel, zrodzony z wielkiéj jakiéjś idei. Ileż razy, w długich marzeniach takich, podnosiłem myślą zasłonę przeszłości i widziałem, jak na krańcu widnokręgu każdego dziesiątka lat niebo coraz bliżéj było ziemi, dobro i prawda coraz bliższe ludzi. I drżałem cały żądzą oddania sił moich wszystkich dla zbliżenia błogosławionéj chwili, którą widziałem oczyma proroczego ducha, i obejmowało mnie pragnienie pójścia w świat, wzmożenia się wolą i wiedzą i torowania sobie drogi śród tłumów. I pragnąłem wówczas walczyć i cierpiéć, choćby wszystkiemi mękami potępieńca, byle żyć całą pełnią myśli i czynu, byle działać! działać!...
„Pytałem nieraz samego siebie, dla czego inni spokojnie, szczęśliwie nawet żyją, w tych samych warunkach, w których mnie tak duszno i ciasno?
Strona:PL W klatce.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.