jaciele mieli się ku wyjściu, gdy poeta zagrodził im drogę wysoką, cienką i długo-włosą swoją postacią.
— Panie — rzekł, zwracając się do Cypryana — z oblicza twego czytam, że jesteś zwolennikiem muz, że nie należysz do synów ciemności i materyi, którzy świętokradzką nogą odpychają perły poezyi.
— Panie... — zaczął Cypryan.
— Tak — mówił daléj poeta, podnosząc głos i nie zważając, iż potrącali go wychodzący z teatru ludzie — tak, przeczuwam w panu mojego duchowego brata i dla tego nie chcę, abyś pozostał w niewiadomości co do mojego nazwiska. Jestem Pantaleon Kwiatkowski, poeta.
Cypryan ukłonił się lekko.
— A idąc za przykładem dawnego wieszcza naszego, Acerna, który nieśmiertelne imię swoje wziął z państwa roślinnego, nazwałem siebie: Convalius Convaliorum.
— Asinus Asinorum — szepnął Cypryan do Lucyana.
— To imię znajdziesz, bracie duchowy, na piérwszéj karcie każdego z utworów moich. Mieszkam przy ulicy Ptasiéj, w domu N.
Cypryan ukłonił się znowu w milczeniu.
— Teraz ty, bracie duchowy, powiedz mi swoje doczesne zwanie i kędy obrałeś sobie siedlisko, abym mógł przybywać niekiedy w progi twoje i zasilać cię owocami swojego ducha.
Strona:PL W klatce.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.