tałam wyraz: „kocham!” Ale czym istotnie kochała? Sądzę, że wyobraźnią tylko i krwią, nigdy sercem; bo jeden podmuch wiatru, jedno nic, dostateczne było, aby myśli moje, wrażenia i pragnienia w inną stronę zwrócić a po tém, co minęło, zostawał mi albo niesmak głęboki, albo przelotne zaledwie wspomnienie. Ale poddając się tak uniesieniom chwilowym, oblekając w formy uczucia to, co wrażeniem tylko było, musiałam zapewne wiele serc skaleczyć, wiele bólów sprawić. Chociaż znowu z drugiéj strony wiem najpewniéj, że nikt z mojego powodu nie zastrzelił się i nie zwaryował. Alboż ludzie umierają dziś z miłości, a nawet alboż umierali z niéj kiedykolwiek?!...
Możem już tak rozproszyła wszystkie siły mojego serca, że inaczéj niż dotąd kochać nie potrafię. Alboż ja wiem?... O mój Boże, tak źle chyba nie będzie! czuję, że mam jeszcze gorące, bardzo gorące pragnienie dobra; a jeśli nie omyje mię chrzest miłości, nigdy dosięgnąć tego dobra siły mi nie stanie!