rę starych, jak świat, komódek, duży, czerwono malowany stół pod oknem i kilka podobnych-że stołków pod ścianami. Na ścianach wisiało kilka lichych sztychów, także w czerwonych, drewnianych ramach.
Na widok wchodzącego Lucyana, powstała siedząca przy stole kobieta i śpiesznie złożyła z kolan kilka sztuk grubéj bielizny, któréj cerowaniem była zajęta. Kobieta ta wyglądała na lat czterdzieści; słuszna była i chuda, z żółtą twarzą i małemi oczkami. Miała na sobie wązką czarną spodnicę i takiż kaftan, oszyty starym wytartym aksamitem; na głowie jéj z pod czarnego czepka, który wyglądał już na ciemno-szary, wychodziły dwa pasma siwiejących, gładko przyczesanych włosów, które na skroniach tworzyły dwa esy, zwane niegdyś filutkami. Była to pani Grodzicka, bardzo przez tameczną publiczność poważana mieszkanka N., a poważana głównie dla tego, iż była niegdyś obywatelką, a nawet nieboszczyk mąż jéj piastował w mieście powiatowém urząd sędziego, zkąd téż i jego podupadłą wdowę nazywano ogólnie sędziną. Pani sędzina atoli w smutném znalazła się położeniu po śmierci pana sędziego, który, jak ludzie mówili, lubił z buteleczki pociągnąć i dla tego zrujnował swoje gospodarstwo i interesa. To-téż po jego śmierci, wierzyciele sprzedali majątek, a wdowie, pozostałéj z dwojgiem dzieci, zaledwie okroiła się sumka na kupienie małego domku w N.
Strona:PL W klatce.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.