Osiadła téż stale w miasteczku i częścią pracą rąk, częścią z darów zamożniejszych sąsiadów w okolicy, utrzymywała siebie i dzieci. Ale Napoleon I-szy na wyspie świętéj Heleny nie tyle pamiętał świetną przeszłość swoję i nie tyle bolał nad jéj utratą, co pani sędzina Grodzicka. Podobnie, jak ów sławny monarcha na odludnéj wyspie chorował na Waterloo, tak ona chorowała na swoję utraconą Wólkę; a że wszystko, co się utraciło, wydaje się zwykle stokroć droższém i piękniejszém, niż było w istocie, więc i pani Grodzicka wyobrażała sobie, iż była niegdyś bardzo, bardzo bogatą. Skromny, choć wygodny dom w Wólce, zamienił się w jéj wyobraźni w pałac, nejtyczanka w karetę, chłopak, wyrostek z przedpokoju, w kamerdynera, a sypialny pokój, w którym niekiedy uprzędzione motki wisiały na ścianach, w budoar. To samo stało się z jéj minioną pięknością, która, obok pałacu i karety, stanęła w jéj wyobraźni, otoczona aureolą jakiegoś czarodziejskiego uroku i ukazywała jéj w przeszłości mnóztwo rycerzy, podbitych jéj wdziękami.
Stosunki familijne nie mniéj olbrzymie przybrały rozmiary i mało brakło, aby z któréjkolwiek strony nie zaczepiły Burbonów lub Habsburgów. Wielka to podobno prawda, że każdy prawie człowiek ma swego konika, na którym jeździ; ale pani Grodzicka miała aż trzy koniki, na których tak galopowała, że nikt inny dopędzić-by jéj nie mógł i w każ-
Strona:PL W klatce.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.