i między niemi leżała książka do nabożeństwa. Lucyan, odwrócony od choréj, niby patrząc przez okno wyjął asygnatę z pugilaresu i włożył ją w „Złoty Ołtarzyk”, poczém odwrócił się szybko, pochwycił kotka, biegającego po izdebce, i oddał go Walerce, mówiąc:
— Niechże Burek bawi Walerkę, a ja tu jutro znowu przyjdę.
W kilka chwil potém Lucyan zdejmował z niecek swoje futro i, włożywszy je, wychodził z domu pani Grodzickiéj, a na drodze do Jodłowéj turkotał wózek pana Dembowskiego, który, siedząc na worku od kartofli, wołał na Janka:
— Kasztankę zacinaj, bo leniwa bestya! gniadosza, mosanie tego, wstrzymuj, bo za gorący!...
A pani Grodzicka, cerując grubą bieliznę przy łóżku Walerki, rozmyślała nad swoją zgasłą wielkością i ani się spodziewała, że, gdy przy wieczornych modlitwach otworzy swój „Złoty Ołtarzyk”, znajdzie w nim zacną ręką położony pieniądz, za który kupi lekarstwo dla choréj córki i buciki dla Mieczka.
Młody doktor, wyszedłszy od pani Grodzickiéj, zaszedł jeszcze do dwóch czy trzech domów, zatrzymywany był na ulicy przez dwóch czy trzech żydów, którzy, kłaniając się „wielmożnemu panu doktoru”, prosili go o radę, nietylko w fizycznych dolegliwościach swoich, ale i w finansowych spekulacyach. Raz także stanął na jego widok dworski jakiś, jadący parokonnym wózkiem, chłopak, i powiedział mu, że pan
Strona:PL W klatce.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.