Strona:PL W klatce.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

cém na ogródek, oknie. Na oknie tém nie było już wazoników z kaktusem i geranium, ale pod niém stało pięknie rzeźbione biurko, na którém leżały rozrzucone papiery, jedna książka otwarta i wszystkie do pisania przyrządy. Przed biurkiem był wygodny, zieloną skórą obity fotel, a ziemię pokrywał niewielki, ale gustowny kobierzec. Naprzeciw drzwi, pod ścianą, stała ładna kozetka, za stoliczkiem zarzuconym dziennikami i z dwoma fotelami, a nad nią wisiała piękna kopia z obrazu Verneta, przedstawiająca noc księżycową na morskiém wybrzeżu. Ściana przeciwległa oknu, zakryta była szafą o dużych szklanych szybach, zapełnioną kilku rzędami oprawnych i nieoprawnych książek, między któremi wpadały najprzód wkoło grube tomy z łacińskiemi, angielskiemi i niemieckiemi napisami medycznych tytułów. Parę zgrabnych, rzeźbionych, jak biurko, komód, uzupełniało umeblowanie. Pomiędzy szafą z książkami i boczną ścianą, były wązkie drzwiczki, prowadzące do sypialni Lucyana. Wniesiona świéca słabo rozświecała głąb’ tego pełnego smaku pokoju i blade rzucała promienie na ciemne tło obrazu Verneta.
— Jak téż ten pokój niepodobny jest do całego domu waszego! — rzekł ksiądz, siadając na fotelu przed biurkiem.
— Tak — odpowiedział Lucyan, przysuwając sobie inny fotel i siadając naprzeciw swego gościa — w in-