gdy porównywam to, co mógłbym zrobić, z tém, co robię.
— Powinno pocieszać cię przekonanie — rzekł ksiądz Stanisław — że robisz wszystko, co możesz.
— Mnie za mało jest przekonania, że spełniam mój obowiązek. Ja kocham nad wszystko pojęcie dobra i prawdy, i pragnę działać w ich imię, a gdy mi do działania tego pola i możności braknie, duszę się jak w klatce. Ja potrzebuję żyć całą pełnią życia, do czegoś dążyć, coś kochać i w imię czegoś pracować całą siłą moją. Inaczéj niéma dla mnie zadowolenia ni spokoju.
— Rozumiem ja to, rozumiem — powoli ozwał się ksiądz Stanisław. — Miałem i ja niegdyś to samo pragnienie szerokich czynów, wielkich miłości i oto dlatego wcześnie posiwiały mi włosy i twarz zestarzała. Alem ja znalazł pociechę i uspokojenie u stopni ołtarza, a ty, Lucyanie, szukaj ich w sile własnego ducha. Nie goń za niepodobném, bo widma na bezdroża prowadzą, hamuj swoję ognistą naturę, jak zapał szlachetnéj krwi niesfornego rumaka i nie omijaj tego, co możesz uczynić, dla tego, cobyś chciał, a nie możesz.
— Pojmuję prawdę słów twoich, księże Stanisławie, i zewnętrznie urobiłem już siebie według téj prawdy. Jakiekolwiek uczucia grają we mnie, nauczyłem się być na zewnątrz spokojnym i rozważnym w słowach i czynach. Ale, najwyższego stopnia panowa-
Strona:PL W klatce.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.