serca oddaje miłości, drugą nienawiści. Cóż na świecie nie jest dwoiste?...
Znowu umilkła i ręką przebierała klawisze, które tą razą ozwały się smutnie, ale łagodnie, błagalnemi, jakby miłosnemi akordy.
— Jest jednak na ziemi rzecz jedna nie dwoista — mówiła znowu, niby wsłuchując się w przebrzmiałe tony — jest jedno uczucie, szerokie jak świat, czyste jak niebo w poranku, szczere jak modlitwa dziecka: tą piękną, tą bez skazy i dwoistości rzeczą, jest prawdziwa, wielka, bezgraniczna miłość. Błogosławiony, kto ją czuć może, komu ona pierś oczyści ze wszystkich grzesznych tchnień życia, myśl podniesie ku szczytom cnoty i poświęcenia. Ale miłość taka istniejeż dla mnie? Czym jéj godna jeszcze? Czy w długich latach szałów i próżności nie rozsiałam, nie zmarnotrawiłam wszystkich skarbów tego serca, które niegdyś takie było młode, takie ciepłe, takie marzące?...
Westchnęła i znowu uderzyła w klawisze, które jeden już tylko akord wydały tą razą, ale przeciągły głęboki, jakby boleśnie pytający.
Po raz drugi ten sam uderzyła akord i, podniósłszy głowę, zawtórowała mu pytaniem:
— I gdzie teraz to moje dawne serce?
Potém obu rękami już grać zaczęła, a melodya płynęła z pod jéj palców dziwna, żałosna, niekiedy odzywając się tęskną, jakby echa ubiegłe przywołującą nutą, niekiedy przeciągłym, niby żałosnym
Strona:PL W klatce.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.