tonem. Po chwili otworzyły się jéj usta i wydobył się z nich śpiew łzawy, głęboki.
Zmrok zaczynał zapadać, bogate sprzęty i barwne kobierce coraz bardziéj tonęły w cieniu wkoło pięknéj kobiety, a ona, owinięta tym cieniem i ciszą swego salonu, śpiewała:
Gdzie moje serce, takie przeczyste,
Jak modre wiosną niebiosy?
Gdzie moje serce, takie przejrzyste,
Jak kropla krysztalnéj rosy?
Gdy śród rozmyślań smutnych godziny
Snuję nić zmarłéj przeszłości,
Zstępuję w ducha mego głębiny,
Szukając wiary, miłości.
I gdy szyderstwo znajduję w łonie,
Próżnią i pustych win roje,
W odmęcie bólu myśl moja tonie
I wołam: gdzie serce moje?...
Zaledwie umilkła nuta smutnéj piosenki, gdy we drzwiach, z kilkoramiennym świecznikiem w ręku, stanęła Marylka. Strumień światła spłynął na salon i na siedzącą przy fortepianie kobietę i przejrzał się w dwóch grubych łzach, które po jéj przedziwnie białéj spłynęły twarzy.
— Wszystko już gotowe, proszę pani — ozwała