— Jeżeli chcesz dowiedziéć się gdzie kto mieszka, to idź do biura adresowego.
Konwalius z pogardą spojrzał na znajomego i uczynił gest ręką, jakby chciał ze świata usunąć człowieka, który się tak prozaicznie wyrażał; ale gdy ów robak ziemski odszedł o kilka kroków, namyślił się i postąpił za nim.
— A gdzie jest to, czego barbarzyńską nazwę wyrzekłeś? — spytał.
— Co? biuro adresowe?
— Tak.
Znajomy wskazał mu miejce „tego”, co nosiło barbarzyńską nazwę i poeta poszedł we wskazanym kierunku, szepcąc:
— Ród ludzki biegnie ku swéj zgubie, bo bozka poezya przestała być jego matką-karmicielką...
Kto inny, będąc tak, jak Konwalius, zachwycony wdziękami pani Kameleon, nie okazał-by może podobnéj gorliwości w wyszukaniu młodzieńca, którego ona tak żywo chciała poznać; ale wieszcze, z gatunku Konwaliusów, kochają kobiety, tak jak gwiazdy i kwiaty:
„Jak najcudniejsze z darów przyrodzenia,
„Jak najpiękniejsze piękności odcienia.”
Są oni w miłości zwolennikami Platona, bo alboż nie jest najwznioślejszą eteryczna bez wzajemności miłość?