Strona:PL W klatce.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

wysadzona klonami i jarzębiną, wiodła do pocztowego gościńca, który, wychylając się z za góry, biegł z prawéj strony ogrodu tak blizko dworu, że turkot kół i odgłosy pocztowego dzwonka, wyraźnie dochodziły do wnętrza domu. Z lewéj strony, pod ścianą jodeł, stały murowane duże oficyny; od nich ku ogrodowi ciągnęły się szklane ściany cieplarni i ananasarni, a za niemi był drugi dziedziniec, otoczony gospodarskiemi budowlami, nad któremi królował szary, obszerny dom, zamieszkiwany zwykle przez rządców, lub dzierżawców Jodłowéj.
Pani Warska pochodziła z jednéj z najstarszych i z dawien dawna możnych rodzin téj prowincyi, i Jodłową odziedziczyła po dziadach, pradziadach. Tradycye miejscowe mówiły, że najmłodsza jodła jodłowskiego ogrodu, miała półtora wieku, a najstarsi ludzie w okolicy, ledwie pamiętali ów dzień, kiedy dziad pani Klotyldy, skończywszy budowanie stojącego obecnie domu, sprosił do siebie na festyn całą szlachtę z obrębu mil kilkudziesięciu, uiluminował ogród, kapelę sprowadził z Warszawy, a z piwnic wytoczył dla panów beczki tokaju, dla służby beczki miodu.
Gdyby jodły tamecznego ogrodu mówić umiały, mogły-by wiele ciekawych opowiedziéć rzeczy o pokoleniach, które z kolei u stóp ich żywot swój wiodły i kończyły. Zacząwszy choćby od dziada teraźniejszéj dziedziczki, opowiedziały-by, jak kasztelan jo-