Wtedy ośmnastoletnia wdowa ukazała się w Jodłowéj tylko dla urządzenia majątkowych spraw swoich, poczém wionęła w świat i, jak dawniéj o jéj ojcu, tak potém o niéj, do stron rodzinnych dochodziły wieści, na których odgłos, znający ją w dzieciństwie ludzie podnosili ramiona, mówiąc:
— Krew ojca przeszła w jéj żyły.
Ale wszyscy biedni z okolic Jodłowéj, włościanie, oficyaliści, starzy słudzy jéj rodziców, o których nie zapomniała śród szałów i zabaw nawet swoich, którymi opiekowała się i których obdarowywała, wszyscy ci ludzie mawiali:
— Serce matki w niéj się odrodziło.
Tymczasem dwór jodłowski, choć opuszczony przez dziedziczkę swoję, utrzymywany był wytwornie, z najwykwintniejszą starannością. Klotylda Warska dzierżawcę swego, pana Dembowskiego, poczciwego szlachcica, o zapaśnéj kieszeni, sumiastym, siwym wąsie i stentorowym głosie, zobowiązała kontraktem do najściślejszego dozorowania każdego zakątka dworu i zachowywania go w tak porządnym i pełnym smaku stanie, w jakim zostawił go jéj ojciec. Pan Dembowski, rzetelny i uczciwy do drobiazgowości, sumiennie spełniał polecenie dziedziczki; więc, lubo sama pani była w Paryżu, we Włoszech, czy w Warszawie, dwór jéj roił się mnóztwem lokajów, ogrodników, woźniców; w domu woskowane posadzki salonów jak szkło błyszczały, w ogrodzie i cieplarniach kwitły
Strona:PL W klatce.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.