patrzą na teatr i cóż dziwnego, że pani Warska, taka piękna, taka bogata, woli żyć na tym wielkim świecie, niż w Jodłowéj.
— I cóż tam jéj tak bardzo miłego daje ten wielki świat? — zarzuciła znów Magdzia.
— Bawi się dobrze i basta! — zadecydowała Antosia.
— Et, mnie bo się zdaje, że człowiek nie na to stworzony, żeby się bawił — szepnęła Magdzia.
— I cóż-byś ty robiła, gdybyś była bogatą? — szepnęła Elżusia.
— O, nie powiem, nie powiem! — ze śmiechem zawołała Magdzia.
— Czemu nie powiész?
— Powiedz ty wprzódy, Elżusiu.
— Jabym bawiła się, jak pani Warska.
— A ty, Antosiu?
— Jabym jednę część majątku oddała rodzicom i wam, drugą ubogim, a za trzecią nakupiła-bym sobie tyle czekoladowych cukierków, żeby mi na całe życie wystarczyło.
— Ha, ha, ha! — zaśmiały się siostry.
— A ja anibym się bawiła, anibym czekolady nie nakupiła — rzekła Magdzia.
— A cóżbyś zrobiła?
— Nie powiem, bo będziecie się śmiały.
— Nie będziemy, tylko powiedz, powiedz!
Strona:PL W klatce.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.