rezygnują się i, poprzestając na szczupłym zakresie, umieją jako tako w mikroskopijném swojém kółku stać się spokojnymi i użytecznymi. Innych ogarnia apatya, sen moralny. Tacy, zdobywszy jaki taki dobrobyt, usypiają w wygodnym fotelu, po smacznym obiedzie, śmiejąc się z tych idei, które niegdyś tak bardzo kochali i starając się przekonać siebie samych, że ludzkość, kraj, nauka, są to mrzonki, za któremi w pogoni nóg sobie łamać niewarto. Inni jeszcze, najnieszczęśliwsi, ani zrezygnować się, ani usnąć w klatce nie mogą. Nie potrafią oni zgasić w sobie płomienia własnego ducha; więc, w ciasnych ścianach klatki swojéj, targają się nieustannie; pragnienia ich i myśli odlatują daleko, unosząc z sobą spokój, dręcząc ich obrazami szerokiego świata, w który im uleciéć nie wolno. Na takich czyhają straszne hydry namiętności, zgubnych często, w których objęcia rzucają się z szałem, radzi, że się upoją, że zapomną, że w cokolwiek wlać będą mogli ogniste siły swojéj natury. Tacy ludzie stają się czasem pijakami, a czasem — dodał z uśmiechem — zabijają się lub umierają z miłości dla kobiet.
— Więc pan sądzisz, że z miłości dla kobiet umierają ludzie tylko wtedy, gdy w miłość tę wleją siły, których gdzieindziéj zużytkować nie mogli? — spytała, śmiejąc się, Klotylda.
— Nieinaczéj — odpowiedział młody doktor. —
Strona:PL W klatce.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.