Strona:PL W klatce.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

cyanie, bom twój przyjaciel, bo nie chcę, aby szlachetne twoje serce zmęczyło się bezowocnemi i krwawemi walkami. I dlatego ostrzegam cię: z ogniem nie igraj, bo dla ciebie to niebezpieczne. Znam trochę panią Warską i wiele o niéj słyszałem. Mnóztwo ludzi ją kochało, a ona nikogo. Jest to jedna z tych kobiet, które grają na świecie rolę rusałek: pociągają za sobą ludzi, a potém ich topią. Zastanów się i badaj siebie. Jeżeli zgubne wrażenie wpadło już w piersi twoje, broń się póki czas, nie jedź tam, unikaj jéj, bo z naturą swoją będziesz musiał potém wiele cierpiéć...
Lucyan słuchał księdza w milczeniu, chodząc po pokoju. Po chwili rzekł:
— Zobaczymy! Tymczasem dobranoc ci, księże Stanisławie, bo już jest późno, a moje poczciwe matczysko pewnie swoim zyczajem na mnie czeka. A pojedź, proszę cię, do Jodłowéj, bo mi ten Mieczek na sercu leży.
W kilka chwil potém, w oknie Lucyana błysnęło światło, a on, z czołem na dłoni opartém, usiadł przy swojém biurku, Przed nim leżała mirtowa gałązka.
W bawialnym pokoju kukawka zegaru odzywała się donośnie, oznajmując piérwszą i drugą godzinę po północy, a młody doktor siedział jeszcze, nieruchomy, wpatrzony w siebie. Powstał nareszcie i rzekł:
— Tak, to szaleństwo, to gra niebezpieczna! Nie będę już u niéj wcale, a przynajmniéj nie prędko.