i gospodarował rządnie; ale Elżunia znieść go nie mogła, pomimo, że grał na gitarze i śpiewał przy tym instrumencie mnóztwo przedwiecznych pieśni.
Starszy Harasimowicz, Dyonizy, nie pieścił już matrymonialnych nadziei, bo mu piąty krzyżyk ciężył na łyséj głowie, ale pociechę i zapomnienie wszelkich młodzieńczych marzeń znajdował w płaskiéj flaszeczce, nie opuszczającéj nigdy kieszeni kamizelki jego. O kamizelce owéj dziwne po okolicy krążyły opowiadania, a wszystkie miały za źródło starego żyda Efraima, krawca obojga płci, mieszkającego w N. Raz naprzykład Efraim, zawezwany do sporządzenia kamizelki przez jednego z tamecznych elegantów, zażądał objaśnienia, czy ma zrobić w niéj kieszeń „na szerokość trzech palców, czy trzech rąk?“
— Co ty bredzisz, żydzie? — spytał właściciel mającéj się szyć kamizelki.
— Bo to, proszę jasnego pana — odpowiedział Efraim — pan Harasimowicz Dyonizy każe zawsze robić sobie kieszeń w kamizelce na trzech rąk.
— A to na co?
— Ny, on tam wstawia butelkę z wódką, ja widział — odpowiedział żyd.
Innym razem pytał kogoś, czy kieszeń w kamizelce ma być zrobiona na zegarek, czy na flaszkę? Spytany chwycił żyda za pejsy, myśląc, że ten bierze go za pijaka.
— Ny — krzyczał Efraim — niech jasny pan ma
Strona:PL W klatce.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.