Na piérwszym jednak wierszu przerwało mu otworzenie się drzwi do sypialni pani Dembowskiéj i wykrzyk. Magdzia wyszła z pokoju matki i, spostrzegłszy Klotyldę, przypatrującą się ciekawie charakterystycznéj scenie świata, obcego jéj całkiem, podbiegła i, pochwyciwszy obie ręce pani Warskiéj, do ust je przycisnęła. Klotylda delikatną swoją dłonią twarz jéj podniosła i serdecznie pocałowała ją w usta.
I Elżunia poczęła witać panią Warską, tłómacząc się z nieuwagi. Harasimowicz młodszy powstał z gitarą u łona, Harasimowicz starszy stanął we drzwiach, z ręką przyciśniętą do piersi.
— Może pani życzy sobie herbaty? — nieśmiało spytała Elżunia.
— Dziękuję — odpowiedziała pani Warska — przed chwilą jadłam obiad. Przyszłam odwiedzić chorą i zabrać ze sobą Magdzię, na krótką przechadzkę.
To mówiąc, weszła z Magdzią do sypialni Dembowskiéj.
— Czy to pani Warska? — cicho spytał Harasimowicz starszy.
— Tak — odpowiedziała Elżunia.
— Ładna bestyjka! niech ją... — zaszeptał Harasimowicz młodszy, ale nie dokończył swego zdania, przez szacunek dla obecnéj płci pięknéj.
A Klotylda, chwil kilka przesiedziawszy u łóżka choréj, innemi drzwiami wyszła z Magdzią z dziedziń-
Strona:PL W klatce.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.