chyliła się z krytéj nejtyczanki i zawołała do szlachcica, jadącego bryczką:
— Panie Onufry! jutro na odpuście będzie pani Warska z Jodłowéj.
Pan Onufry odpowiedział, jak tylko mógł najgłośniéj, że zna już panią Warską i pojechał daléj, rozmyślając nad wyborem pieśni, z któremi się jutro popisywać będzie; ale, gdy dojeżdżał do bramy swego domu, ujrzał jadącego konno pana Barszcza i, zawoławszy na furmana, aby się zatrzymał, spytał sąsiada, czy będzie na jutrzejszym odpuście, a otrzymawszy twierdzącą odpowiedź, dodał, niby od niechcenia:
— Byłem onegdaj w Jodłowéj i poznałem panią Warską. Mówiła mi, że będzie na jutrzejszym odpuście.
Pan Barszcz otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
— Tak, tak — potwierdził Harasimowicz — poznałem panią Warską; śpiewała przy mojéj gitarze „już księżyc zaszedł” i zapraszała mię do siebie. Ale już to sąsiad wiész, że ja do bratania się z panami nie bardzo skory. Niech wprzódy się naproszą. Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Ale, pani Warska ładna, dalibóg ładna.
To powiedziawszy, pojechał Harasimowicz, a Barszcz na swoim kasztanowatym, o białym ogonie koniku, galopem puścił się ku dworowi młodego pana Rodryga Wiercińskiego. Wpadł do Wiercina, prze-
Strona:PL W klatce.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.