się podziały na sfery i klasy. Dzierżawcy wielkich dóbr z góry patrzyli na drobnych posiadaczy, drobni posiadacze imponowali małym dzierżawcom, a ci zadzierali nosy przed oficyalistami, którzy znowu ze wzgardą spoglądali na chłopów.
O, nigdzie i nigdy nie znikająca pycho ludzi, głupia pycho robaków!
Gwar więc pod kościołem był wielki. Sejmikowała drobna szlachta, gwarzyli chłopi, śmiały się i swawoliły dziewczęta, na rękach mołodyc w niebogłosy wrzeszczały dzieciaki. A śród tłumu, często gęsto ukazywały się rude pejsy i wyszarzane jarmułki żydów, chodzących od szlachty do oficyalistów, od oficyalistów do chłopów i prawiących jednym o urodzajach, innym o koniach i bydle, innych nakoniec częstując tabaczką i zapraszając na gorzałkę.
Między tym tłumem przecisnęła się do kościoła pani Owsicka, ze swemi worami, napakowanemi książkami do nabożeństwa; panna Zuzanna w watowéj salopie, mimo ciepła; pani Dolewska w czarnéj wełnianéj sukni, jedwabnéj mantyli i czarnéj jedwabnéj chusteczce, zawiązanéj na świeżo wygarnirowanym czepeczku. Za niemi niebawem przeszła plac i weszła do kościoła pani sędzina Grodzicka, z bardziéj niż kiedy wypomadowanemi filutkami i z dwunastoletnią Walerką, ustrojoną w różową muślinową sukienkę, dar panien Jęczmionkowskich, które, wiedząc o szczególném współczuciu Lucyana Dolewskiego dla rodziny
Strona:PL W klatce.djvu/280
Ta strona została uwierzytelniona.