Strona:PL W klatce.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.

herezadzie Owsicka — że ja z panią Warską jechałam w przeszłym roku do Warszawy, w jednym wagonie, i nie wiedziała-bym o tém, panie mój kochany, ale powiedziała mi to dziś siostrzenica moja Marylka, co to u niéj jest panną służącą.
— A jaka pani Warska dobra! — wtrąciła Grodzicka — mego Mieczka na wychowanie wzięła.
Tymczasem Harasimowicz młodszy spoglądał z pod oka przez okno na swoję bryczkę, na któréj leżało pudełko z gitarą, a Harasimowicz starszy oglądał się, rozmyślając, któremi-by drzwiami najłatwiéj się wymknąć, aby na ustroni dać buzi szklanéj kochance.
— Gdzież to syn pani dobrodziejki? — protekcyonalnie ozwała się z wysokości kanapy, pani Jęczmionkowska do pani Dolewskiéj, mając sobie za obowiązek, względem własnéj godności zaciągnięty, przymrużyć zapadłe w tłustych policzkach oczy, przy publiczném przemawianiu do aptekarzowéj.
— Nie wrócił jeszcze od pana B., który na tyfus choruje, i Bóg wié, kiedy wróci — odrzekła matka Lucyana.
Na te słowa Dolewskiéj, Zenobia Jęczmionkowska mdlejąco opuściła głowę na piersi, Elfryda rozpaczliwie wionęła żółtemi falbanami, a Magdzia smutnie pochyliła główkę.
— Miałam przyjemność poznać syna pani — rzekła Klotylda do Dolewskiéj — był nawet tak grze-