Strona:PL W klatce.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.

w większym salonie Ignacy podał Klotyldzie otrzymane z poczty dzienniki i list. Klotylda spojrzała na adres listu i Lucyan dojrzał wyraźnie lekkie zsunięcie brwi i szybki rumieniec. Przeprosiła gościa, iż go zostawi na chwilę samego i z listem otrzymanym wybiegła do swego gabinetu.
Lucyana niemiłe ogarnęło uczucie, które przeczuciem raczéj nazwać-by można. Nic nie mogło być prostszego, jak niezadowolenie pani Warskiéj z jakiegoś tam listu i chęć przeczytania go w samotności. A jednak Lucyan dziwnie się zaniepokoił czémś... czém? nie umiał sobie zdać sprawy. Może przelotnym, dojrzanym przez niego, rumieńcem Klotyldy. Zresztą, któż potrafi dokładnie określić te nagłe smutki i obawy, które nieraz bez wyraźnéj przyczyny, śród chwil najsłodszych nawet, ściskają serce człowieka, jakby przypominając mu, że żyje na ziemi, że zatém wszędzie niespodzianie może ujrzéć przed sobą ciemną twarz nieszczęścia?
Lucyan z dziennikiem w ręku wszedł do mniejszego salonu i na lśniącéj posadzce ujrzał rzucony papier. Machinalnie, nie myśląc o tém, co czyni, podjął ten papier i spojrzał nań. Była to koperta, tylko co przez panią Warską otrzymanego listu, którą ona rozdarła i rzuciła.
Na niéj były proste słowa adresu: Pani Klotyldzie Warskiéj, przez Wilno w Jodłowéj, napisane kształtném i wprawném pismem. Wzrok Lucyana