Strona:PL W klatce.djvu/312

Ta strona została uwierzytelniona.

przylgnął do nich z takiém wytężeniem, jakby w nich wyrok swój miał czytać. Powstał z krzesła, na którém siedział, rzucił kopertę na stół i rzekł prawie głośno do siebie:
— Tak! to jest jego pismo! Więc oni pisują do siebie!
Przy tych słowach silne cierpienie odbiło się na jego twarzy.
Po godzinie, Klotylda wyszła z gabinetu swego. Wesołość jéj poranna pierzchnęła; była zamyślona i nieco smutna, ale wydawała się zupełnie spokojną. Przy obiedzie, poważnie rozmawiali ze sobą o kwestyach ogólnych, a gdy Lucyan przypomniał z rana ułożoną przejażdżkę, Klotylda odpowiedziała, że nie ma usposobienia do konnéj jazdy i, siadłszy przy fortepianie, zaczęła śpiewać. Gdy skończyła wielką jakąś aryą, Lucyan rzekł od niechcenia niby:
— Czy pani słyszała kiedy śpiew Karłowskigo?
— Słyszałam — żywo odparła Klotylda, i z pośpiechem dodała:
— Lubisz pan śpiew Schuberta „Les adieux”?
I nie czekając odpowiedzi, pieśń tę śpiewać zaczęła.
Lucyan poczuł znowu niewytłómaczoną wewnętrzną obawę. Uderzyła go szybka zmiana rozmowy i przykro dotknęły wyrazy „Les adieux”.
Ale Klotylda, skończywszy śpiewać, usiadła obok