wam się, że z panią Warską nudzić się nie można — mówiła daléj, zasiadając po przywitaniu się przy stole z herbatą. — Już to i wtedy, jak to ja z nią razem do Warszawy jechałam, choć była zasłonięta i nic nie mówiła, zaraz zmiarkowałam, że to cóś pańskiego. Bo to, panie mój kochany, dobrze mówił mój nieboszczyk Wicuś, świéć Panie nad jego duszą, że pana po cholewach poznać.
— Ale, że téż pani Wincentowa nie dowiedziałaś się wtedy, z kim jechałaś — wtrąciła Dolewska.
— Już to ja, panie mój kochany, zachodziłam i ztąd i z owąd, ale ciągle odpowiadała tak, nie, tak, nie, i więcéj nic. A właśnie wizawi siedział ten przyjaciel pana Lucyana — jak się nazywa?...
— Karłowski.
— A tak, Karłowski, to ja z nim rozmawiałam, bo bardzo grzeczny i przyjemny z niego kawaler.
— A pani Warska nie rozmawiała z panem Karłowskim? — zapytał Lucyan.
— W wagonie ani słóweczka, panie mój kochany, ale potém na foksalu widziałam, że rozmawiali ze sobą; a piękna z nich para była, choć malować.
I długo jeszcze ciągnęła o tym przedmiocie rozmowę pani Owsicka, a po głowie Lucyana przebiegały dziwne myśli.
Postacie Cypryana i Klotyldy, pierścionek jéj, znaleziony przez piérwszego, rozmowa ich na banhofie, koperta z pismem Cypryana, rumieniec pani Warskiéj
Strona:PL W klatce.djvu/315
Ta strona została uwierzytelniona.