— Czy słyszał sąsiad nowinę?
— Jaką nowinę? — spytał Barszcz z wysokości swego kasztanka.
— Nasz doktor... hę? słyszał sąsiad?
— Cóż? nie słyszałem.
— Zaczłapał się po uszy w téj ładnéj bestyjce...
— W kimże to?
— A no, w mojéj znajoméj, w pani Warskiéj.
— Nie może być! A ona?
— A i ona zakochana w nim szalenie.
— No proszę, i cóż z tego będzie?
— A cóż? może pobiorą się.
— Dyabła tam! A na co to jéj potrzebne? — zadecydował Barszcz i pojechał.
Przybywszy na miejsce, rzekł do pana na Wiercinie:
— Czy pan wiész o awanturze?
— O jakiéj awanturze?
— Pani Warska... cóś... tego...
— Aha, ta z zadartym nosem! No cóż?
— Cóś tego... tego... rozumiész pan? skompromitowała się.
Ostatni wyraz akcentował z dumą; niedawno wyuczył się go z mozołem wymawiać od pana Rodryga.
— Nie może być! — zawołał, z radości podskakując na krześle, Rodryg, który serdecznie nienawi-
Strona:PL W klatce.djvu/319
Ta strona została uwierzytelniona.