dził pani Warskiéj za swoje omylone nadzieje. — I z kimże to tak, co?
— A rozumié się, z pięknym doktorem — odparł Barszcz, smokcąc kostkę od kotleta.
— Ha, ha, ha! sacre bleu! Tak nosa zadzierała, a z felczerem... Barszcz! weź jeszcze jeden kotlet za nowinę.
Nazajutrz Wierciński z Wiercina pojechał do państwa Jęczmionkowskich. Miał on wielkie o sobie rozumienie i wielkie na przyszłość zamiary; ale jako człowiek, który strawersował całą Europę i był zdegutowany wsią, potrzebował dystrakcyi i prowadził romans „sous main” z panną Zenobią Jęczmionkowską. Po jego ztamtąd wyjeździe, pani Jęczmionkowska piechotą poszła do najbliższéj sąsiadki, która widziała Klotyldę na odpuście, i zakomunikowała jéj, po długiém opowiadaniu, że pani Warska... Panny Jęczmionkowskie, którym przed rozmową matka powiedziała: — „Sortez vous en, mes filles” — podsłuchały wszystkiego pode drzwiami i, wróciwszy do domu, opowiedziały, co słyszały, swojéj Kaśce, którą pompatycznie zwały panną służącą. Kaśka nie miała nic pilniejszego do zrobienia, jak opowiedziéć całą rzecz lokajowi Pawełkowi, który dnia owego, zdjąwszy quasi-liberyą Jęczmionkowskich, woził niepiękne rzeczy z obory na pole. Głupowaty Pawełek, chichotając, opowiedział wszystko, co posłyszał od Kaśki, ekonomowi, który bardzo lubił, „jak mu bajki gadali”,
Strona:PL W klatce.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.