lągi na biednego pana Lucyana, otóż nabajali, że aż uszy bolą słuchać!
— Jezus Marya! cóż to takiego? co mogli złego powiedziéć o moim Lucysiu? — zawołała przestraszona pani Dolewska.
Pani Anna opowiedziała historyą o przyśpieszonym ślubie... i t. d.
Matka Lucyana schwyciła się za głowę.
— A to horrendum, moja pani! — zawołała. — Tak krzywdzić kobietę i posługiwać się do tego imieniem mojego syna, który ją czci i szanuje, jak świętą jaką! Ja jemu to wszystko powiem; jego noga nie postanie już w Jodłowéj.
W kwadrans potém Owsicka zasapana poszła do domu; worek jéj był lżejszy, bo wyrzuciła zeń swoje oburzenie, które zato boleśnie zaciężyło na szlachetném sercu matki Lucyana.
Młody doktor był nieobecny; wyjechał z N. do jednego ze swych pacyentów. Pani Dolewska dnia tego dwa razy więcéj gderała na Marysię, oparzyła sobie rękę gorącą wodą i co chwila gubiła kluczyki; ale gdy upłynęło parę godzin, a Lucyan nie wracał, gniew jéj zaczął opadać i poczuła, że nie będzie miała siły zmartwić syna dla „głupich ludzkich gawęd”.
Po południu przyjechał Lucyan, a na jego widok Dolewska ostatecznie zdecydowała w duchu, że nie może „biedaka martwić”; postanowiła tylko dowiedziéć się „co tam między nimi zachodzi”. Bo lubo
Strona:PL W klatce.djvu/322
Ta strona została uwierzytelniona.