ani przez chwilę nie uwierzyła w to, co mówiono, toć przecie i ją dziwiło częste bywanie Lucyana w Jodłowéj. Myślała sobie kilka razy: „a może się pobiorą”! ale przychodziła rozwaga: „ona taka bogata”! — „I cóż ztąd, że bogata”? — odzywała się duma matki: „a on rozumny, piękny, poczciwy i mógłby także zostać bogatym przez pracę i umiejętność, gdyby gdzie w szeroki świat wyjechał”.
Rozmyślała tak nieraz pani Dolewska, robiąc pończoszkę, albo krzątając się koło gospodarstwa i czekając powrotu syna z Jodłowéj, ale ani razu o nic go nie zapytała.
— A nuż, myślała, jemu przykro będzie, że się ja w jego sprawy mieszam.
Ale w dniu, w którym Owsicka ciężar zebranych plotek wyrzuciła ze swego worka na macierzyńskie jéj serce, postanowiła zapytać Lucyana o wszystko.
— Może oni i kochają się, gołąbki — myślała. — Niech im Bóg i Najświętsza Panna błogosławi. Ale co z tego będzie? Już to on taki rozumny, to musiał wszystko dobrze obmyśléć; niechże i mnie powié.
Po obiedzie Dolewska wyszła do bawialnego pokoju i zawołała syna.
— Lucysiu, moje dziecko — rzekła, siadając na kanapie, — siadaj tu obok mnie, mam z tobą do pomówienia.
— Co mi powié moja kochana mateczka? — zapytał Lucyan, siadając przy niéj i całując jéj rękę.
Strona:PL W klatce.djvu/323
Ta strona została uwierzytelniona.