nić od trosk i smutków życia ukochaną kobietę? Piérwszy raz, kiedym panią ujrzał, byłaś we łzach; często bywasz smutną i dziś taką jesteś, a mnie to tajone cierpienie pani gorącą lawą w pierś płynie...
Nie mógł mówić daléj, bo ręka Klotyldy zadrżała w jego dłoniach i magnetyczne to drgnięcie głos mu stłumiło. Odsłoniła oczy i zwróciła je płonące na Lucyana. Pod niebieskim promieniem lampy twarz jéj bladła i rumieniła się naprzemian, usta otworzyły się przyśpieszonym oddechem. Kilka razy chciała coś mówić, i znów wstrzymywała się.
Patrzyli tak na siebie przez chwilę, gdy nagle Lucyan poczuł silny, konwulsyjny uścisk jéj dłoni; dwie błyskawice strzeliły mu z oczu: przycisnął do siebie gorącą rękę Klotyldy i, schylając się ku niéj, rzekł gwałtownie:
— Klotyldo! ja ciebie kocham!
Namiętność przekroczyła punkt kulminacyjny i wybuchnęła na zewnątrz słowem.
Widoczne drżenie przebiegło całe ciało Klotyldy; pochyliła głowę, ukryła twarz w dłoniach i cicho jęknęła:
— Boże mój, Boże! zlituj się nade mną!
Lucyan drżącém ramieniem otoczył jéj złamaną postać, pochylił się ku niéj i, ustami dotykając prawie jéj wonnych włosów, mówił:
— Klotyldo moja, czego ty się lękasz? czegoś
Strona:PL W klatce.djvu/331
Ta strona została uwierzytelniona.