dziesz się więc dziwił memu dla niéj uczuciu. Stosunek mój z nią zaczął się, jak w romansach — tajemnicą, poszukiwaniem, wyrzekaniem na losy i t. d. Potém poznałem ją bliżéj, za pośrednictwem owego długowłosego poety, który, pamiętasz, tak znudził i zniecierpliwił nas kiedyś w teatrze. Bywałem u niéj często. Był to karnawał, spotykaliśmy się na zebraniach, balach, maskaradach. Rodzice moi mieszkali w Warszawie, i nieoceniona moja matka, przez wzgląd na mnie, zapoznała się z panią Warską i zapoznała z nią moję siostrę. Obie młode panie zaprzyjaźniły się serdecznie, co mi także wielce było przyjemne i korzystne; słowem, po trzech miesiącach oświadczyłem się i zostałem przyjęty. Na wyraźne żądanie pani Warskiéj, zostało to w tajemnicy; nie mam sobie jednak nic do wyrzucenia, że względem ciebie przekraczam jéj rozkaz, bo uważam cię za brata, a siostra moja wié przecie o wszystkiém. Zresztą, ufam bez granic w twoję dyskrecyą, która jest à toute épreuve. Nie potrzebuję rozpisywać się dłużéj tą razą, bo wkrótce się zobaczymy. Ślub nasz będzie za miesiąc w N. Na tydzień przed dniem uroczystym przyjadę do Jodłowéj, a w przejeździe przez N. uściskam cię z radością, poczciwy mój druhu. Tymczasem... do zobaczenia.
„P. S. A nie bałamuć mi tam narzeczonéj, piękny doktorze!”