Cała rozpacz, do jakiéj zdolna jest pierś ludzka, zamykała się w słowach tych i w jego głosie.
Długie milczenie zapanowało w pokoju. Dolewska oparła głowę syna na swojéj piersi, oczy wzniosła w górę, jakby ztamtąd wzywała pomocy, a dłoń machinalnie przesuwała po czarnych i gęstych włosach Lucyana. Stopniowo natchnienie jakieś występowało jéj na twarz, oczy rozjaśniły się niezwykłą myślą. Obu rękoma podniosła głowę Lucyana, niby dziecięcia, a patrząc w twarz jego z nieopisaną miłością i słodyczą, mówiła:
— Lucysiu, dziecię moje! jam nigdy sama nie cierpiała tak, jak ty dziś cierpisz; bo życie moje było spokoje, choć smutne i ciężkie. Ale rozumiem ciebie, dla tego, widzisz, że cię kocham nad wszystko na świecie, że zdaje mi się, iż serce moje i twoje to jedno. Wiem więc, że cierpisz bardzo; ale dziecko, toć tam w książkach waszych piszą podobno, że człowiek nie powinien upadać pod cierpieniem, ani dać się złamać boleści. Ja tych książek nie czytam, ale ty wiész o tém lepiéj, niż ja. Powstań, dziecię moje, wezwij pomocy Boga i swéj własnéj woli. Jedna kobieta cię zawiodła: żyj dla ludzi, dla mnie, dla pracy!
Mówiąc to, pani Dolewska z prostéj i gdérliwéj kobiety stała się natchnioną i mądrą matką.
O macierzyństwo! jakież uczucie i jakaż mądrość na ziemi dorówna tobie?
Strona:PL W klatce.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.