Strona:PL W klatce.djvu/378

Ta strona została uwierzytelniona.

powrotnie! Chociaż tu pięknie jest i miło, pragnę jednak uwieźć cię w świat, bo to mi da jakby przeświadczenie, żeś już zupełnie, nazawsze moja. Chciałbym, abyśmy prędzéj oboje stanęli na tém polu, na którém rozwinąć mamy wspólną działalność naszę... abyśmy prędzéj nietylko już ślub miłości, ale wzięli ze sobą ślub wspólnéj pracy i czynu. Jak myślisz, Klotyldo — mówił daléj — żebyśmy dziś zawiadomili tutejszego proboszcza, iż chcemy, aby ślub nasz odbył się w przyszłą niedzielę? Wszak indult przywiozłem.
Klotylda po raz piérwszy przez cały czas rozmowy spojrzała na Cypryana, ale takiém dziwném spojrzeniem, tyle w niém było cierpienia i jakby niewytłómaczonéj obawy, że Cypryan zawołał:
— Klotyldo! ty musisz być bardzo chora!
A gdy nie odpowiedziała, powtórzył, tuląc jéj ręce w swoich:
— Droga moja! tobie może trzeba doktora. Ja zaraz poślę po Lucyana...
Nie dokończył, bo Klotylda gwałtownie wysunęła ręce z jego gorącego uścisku i, żywo powstając, rzekła:
— Nic, nic mi nie jest! potrzebuję być sama.
I nim Cypryan zdołał odpowiedziéć, zamknęły się już za nią drzwi jéj sypialni.
W kilka godzin potém, na ganku od ogrodu, oboje narzeczeni siedzieli przy obiedzie. Klotylda wy-