ksiądz Stanisław, o którym tyle pochwał słyszałem wczoraj z pewnych pięknych ustek?
— Tak, proboszcz nasz mieszka w N. i pojedziemy tam dziś oboje.
— Wyborna myśl. Wieczór będzie prześliczny; bardzo miłą rokuję sobie przejażdżkę, a ty, Klotyldo, będziesz moim cicerone w stolicy tych stron, których jesteś sama królową.
Klotylda blado się uśmiechnęła i zapadła w milczące, długie zamyślenie.
— O czém moja pani tak się zamyśla? — zagadnął po kilku chwilach Cypryan.
— Myślałam o tém — odpowiedziała Klotylda, nie podnosząc spuszczonych oczu — czy téż mężczyzna może umrzéć przez nieszczęśliwą miłość dla kobiety?
— Quelle idée lugubre! — wesoło zawołał Cypryan. — Mojém zdaniem, jest to zapewne rzecz możebna, ale zdarzająca się niezmiernie rzadko. Trzeba na to odrębnych cech charakteru i wyjątkowych okoliczności... W każdym razie, mnie to niebezpieczeństwo nie grozi; nie prawdaż, pani?
I śmiejąc się, pocałował rękę narzeczonéj; ale wypuszczając ją z dłoni, rzekł z niepokojem:
— Strasznie masz zimną rękę, Klotyldo. Boję się, doprawdy, o zdrowie twoje...
— O, nic mi już nie jest! Zresztą, zobaczę dziś
Strona:PL W klatce.djvu/380
Ta strona została uwierzytelniona.