Strona:PL W klatce.djvu/406

Ta strona została uwierzytelniona.

drobnego i gęstego deszczu owinęła go w szarą oponę, jakby od reszty świata oddzielić chciała mieszkanie pokutnicy.




Epilog.


Od śmierci Lucyana Dolewskiego upłynęło lat kilka.
W okolicy Jodłowéj rozszerzył się dobrobyt; na każdym kroku znać tam było opiekuńczą rękę. Szkółki, ochronki, szpitale się rozwijały, a gdy kto ciekawy spytał, czyjém dziełem to wszystko, pokazywano mu dwór piękny i duży, staremi otoczony jodłami i wymawiano imię Klotyldy Warskiéj.
Dziedziczka Jodłowéj żyła samotnie; jedynym gościem jéj bywał ksiądz Stanisław, którego rady wzywała w dobrych swych czynach. Piękna była jeszcze, ale całkiem inną niż przedtém, pięknością. Wielbiona jéj świeżość zniknęła, a zastapiła ją martwa bladość; oczy straciły gorący i wabny blask, a patrzyły często z wyrazem pokory i żalu. Po salonach przechadzał się, jak zwykle, stary Ignacy, opylając starannie konsole i lustra, w których mało przeglądało się ludzkich twarzy, a po domu całym, z kluczami w ręku, krzątała się pani sędzina Grodzicka, pełniąc u pani Warskiéj obowiązki zarządzającéj gospodarstwem kobiecém. Nosiła zawsze filutki, lubiła mó-