AUTO-DA-FE.
Przyjaźń mi zdradnie ręce związała,
gdym je wyciągał w górę do nieba.
Ojczyzna plwocią mnie obryzgała,
gdym ją nakarmiał z wina i chleba.
Miłość poranna w pustkę wywiodła,
z twarzą słoneczną Pani alkierza;
a miłość Święta — bok mi przebodła,
i do miejskiego ciśnie pręgierza;
a miłość Gwiezdna — serce wyrwała
i psom rzucając — naigrawała.
Rozumek, mistrz mój, w galowym fraku,
do żelaznego przybił mię woza —
a na nim dzwoni Śmierć Dolorosa —
a ja się duszę — w złotym kołpaku.
QUEMADERO.
[„była to platforma, ułożona z kamieni. Na wierzchu cztery posągi proroków, we- wnątrz pustych — gdzie wprowadzano o- sądzonych i spalano po kilku naraz w tym rodzaju babilońskiego pieca”]. |
Sztabą przykuty do proroka,
gdzie pocałunków lśnią motyle,
a z ust mych płynie krwi posoka,
a w uszach dźwięczą krotofile.
Ogień buchnął — i czarne mantyle
dech zaparły, jak fala głęboka —
tylko jednej przechrzciance z Maroka
oczy gasną, jak gwiazdy w mogile.
Wczoraj z braćmi łamałem się w celi
pleśniącym komunii chlebem,
a barłóg zamiast pościeli,
a ciemny loch był nam niebem.
Król złotą błysnął ku nam szpadą,
na ogień dziatki moje kładą.