PPełen wielkich nadziei, młodzieńczy autor „Przełomu“, którego ocenę podaliśmy tutaj niedawno, już umilkł na zawsze! — zgasł, zduszony zatrutą atmosferą naszą. Bo ona sprzyja nie talentom, lecz przedsiębiorcom, nie duchom samodzielnym, lecz lokajskim, nie miłującym prawdę, lecz hipokrytom — ona sprzyja prostytucyi literackiej!
Zmarły, trawiony silnemi aspiracyami literackiemi, pragnieniami szerokich widnokręgów, pracował ciężko jako buchalter! Iluż to u nas twórców, psychologów, pedagogów i t. p. pracuje jako buchalterzy! Za to sprytni buchalterzy — swych własnych kieszeni — zastępują bezczelnie miejsca tamtych, śród bezkrytycznego, obojętnego społeczeństwa. Zmarły z pośród nieskończonych szeregów cyfr, nękających jego umysł, zapełniony postaciami dramatów, wybiegał marzeniami daleko: marzył o wyjeździe do Paryża dla dokończenia studyów i urzeczywistnienia swych licznych pomysłów dramatycznych. Nie mógł jednak nigdzie wykołatać potrzebnych na to choć kilkuset rubli! — zgasł trawiony gorączką tworzenia. Teraz niejeden odetchnie swobodniej: zmarły był bowiem człowiekiem niebezpiecznym: miał wielką bystrość w chwytaniu i demaskowaniu podłości, kryjącej się pod maską filantropii, patryotyzmu, religii, i t. p. Umiał oświetlić ją światłem jaskrawem, miażdżyć zjadliwą ironią. Gdyby był żył, iluż tak zwanym „ludziom“ byłby on pokazał lustro dla przejrzenia się i zobaczenia swych „twarzy“