Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 164.jpeg

Ta strona została przepisana.

Żołnierzom, a hetmany i basze bogacić;
Żeby ci psi giaurscy jego carskiéj głowie
Nie urągali, raczej woli stracić zdrowie;
Jakoż jeśli dziś swego zamysłu nie dopnie,
Jutro sam padnie trupem w ich oczu okropnie.
Więc znowu na Kozaki wsiędą, ale nie tem
I sercem, które wczora było, i impetem;
Bo kto się raz na szynie rozpalonéj sparza,
Nierychło błędu swego drugi raz powtarza.
Wrzaskiem tylko okrutnym, że takiemi grzmoty
Na kraj świata zające zagnali i koty,
Wiatry echo roznoszą i oném ich hałła
Na kilka mil wołoska ziemia rozlegała.
Wszytkie działa burzące i ogniste sztuki
Czynią, ale bez szkody, niesłychane huki.
Bali się z niemi zbliżać, lecz tylko nawiasem
Strzelali, a serdeczni Kozacy tymczasem,
Jako żółw w swoim sklepie, jéż w swéj ości krępy,
Rzną się śmiele taborem między ich zastępy.
Więc jeżeli kto natrze, na tém miejscu lęże,
Gdzie go po boku nosny samopał dosięże.
Ośm dni ich w tym opale, w tym kurzu prowadzi,
Nakoniec widząc Osman, że nic nie poradzi
Puści im cug. O wzgarda wielka, oczywista!
Wtém mu poseł daje znać, iże ich czterysta
Od wojska oderwanych w blizkiéj skale dyszy,
Jak znowu tyran ożył, skoro to usłyszy!
Tedy wziąwszy część wojska z sobą i janczary,
Jako na pewny obłów do onéj pieczary
Sam bieży, chciwy pomsty krwawym mordem dycha,
Gdzie jako w gniaździe ona garstka ludzi licha,
Nie mogąc miéć ratunku od żadnego człeka,
Zwątpiwszy o żywocie śmierci tylko czeka.
Ciasny był do nich przystęp a dlatego hurmem
Pogaństwo iść nie mogło, gdy ich brało szturmem.
Więc którą tylko stroną ku nim się wychylą,
Zaraz im szyki z długich samopałów mylą.
Lubo się przed cesarzem chciał popisać który,
Jako nie był na nogach, na łeb spadał z góry.
Już chciał do nich skałę kuć, już i walić kłody
Z wyższych miejsc, skoro w swoich ludziach postrzegł szkody
Durny Osman, gdy między południem a między
Zachodem, sto janczarów zgubił od téj nędzy,