Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 201.jpeg

Ta strona została przepisana.

W czerwone się pogańskiéj juchy rzucą morze,
Skoczą z wału i jeśli jeszcze tam kto zieje,
Pod nogami zwycięzców ostatek krwie leje.
Toż gdy piersi z piersiami zewrą, gdy na palce
Jedni drugim nastąpią, żywe z ciał kawalce
Lecą, gdzie z bystréj ręki rzeźny pałasz spadnie,
Macając dusze w człeku, choćby była na dnie.
Tak na prądzie ciekącéj gdy się zetrze wody
Garniec z garncem, jeden być nie może bez szkody;
Dopiéroż gdy żelazny w takiéj przeczy z trzopem
Glinianym, samym zaraz gniecie go pochopem;
Dosyć ma serca Polak, przed Turczynem siła,
A gdy go jeszcze zbroja hartowna okryła,
Piersi blachem opatrzył, szyszak głowy strzeże,
Nie czuje, chociaż go kto kole, chociaż rzeże.
Gołe brzuchy pogaństwo niesie jako lutnie,
Goły łeb, cienką szyję do razu mu utnie.
W liczbę ufają, aleć tak wielka czereda
Oraz się bić nie może, uciec sobie nie da.
Wrzeszczéć dobrzy i gardziel drzéć ze wszytkiéj siły,
Że się im w nich targały wyciągnione żyły.
A już naszy poczęli słabiéć w onéj rzezi,
Chociaż ochota, choć ich zwycięztwo krzemiezi,
Gdy coraz świeży na śmierć nieprzyjaciel lezie,
Ćmi pod oczy, a ręka ocięże w żelezie;
Ale czuły Chodkiewicz jakoby z rękawa
Prawie na czas potrzebne posiłki im dawa.
Szedł we trzechset Mikołaj Kochanowski człeka,
Który królewiczowém zdrowiem się opieka,
Szedł Wejer z regimentem, ten lonty na Turki
Kurzy, a tamten niesie przyłożone kurki.
Toż skoro się im prawie w same boki wrzepią,
Ognia dadzą po trzykroć i tak ich zaślepią,
Że uciekać poczęli i w onéj ich kaszy
Kłóli; bo przytępili rąbając pałaszy,
A gdy się już pod ziemię słońce miało skłaniać,
Nie dał się hetman swoim daleko zaganiać;
Zasadzki się obawia, choć ci jeszcze chcą bić,
Każe odwrót z wesołym tryumfem otrąbić.
Dosyć ma laski bożéj i dziękuje za nię,
Iże spadli drugi raz z imprezy poganie,
Niebieskiéj to nie sobie przyznaje obronie.
Więc ledwo ten świat rane oświeciło słonie,