Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 233.jpeg

Ta strona została przepisana.

Radby z dusze do tego przybył zamieszania
Podczaszy; lecz się i sam z pogaństwem ugania,
Które nań tym bezpieczniéj, tym śmieléj naciera,
Że się drugie już w naszych szańcach rozpościera;
Więc żeby nic i tamci nie mieli przed niemi,
Uderzą na Wejera siłami wszytkiemi.
Osobnym się był wałem Wejer oszańcował,
Który mu Niderlandczyk Apelman budował,
Dziwnie dobrą robotą wedle nowéj rezy.
Ten gdy nieprzyjacielskiéj postrzeże imprezy,
Że nań godzi, nie każe swoim się wychylać,
Nie każe by najbliżéj do poganów strzelać,
Tylko w garści gotowe trzymając muszkiety,
Czekać, rychło wał wezmą i miną sztakiety;
Jakoż przytarł tą sztuką Wejer ich rozpusty,
Bo Turcy rozumiejąc, że to już szańc pusty,
Že go bez krwie dostawszy swojemi osadzą,
Jakby na gotową rzecz tak się weń prowadzą.
Więc ledwie łby podniosą, ledwo się ukażą,
Dadzą im Niemcy i na zad ich zrażą.
Toż skoro w nich napoją piki i sztokady,
Im się mniéj Turcy takiéj spodziewali zdrady,
Tym ich więcéj zginęło, tym sprośniéj uciekli,
A Niemcy ich jak bydło gnali, kłóli, siekli.
To ci tak, lecz i owi, co poczęli złotem
W naszym pisać obozie, zamazali błotem;
Bo gdy się urzynaniem głów hajduczych bawią,
I te błaznowie stracą i więcéj nie sprawią.
Sypie się ze wszytkich stron żołnierz zajuszony,
Konni w pole, a pieszy do wałów obrony;
Już w sprawie regimenty na majdanie stoją,
Już wstręt mają poganie, już więcéj nie broją,
Już ich nazad przez one tułowy bezgłowe
Młódź sarmacka za wały żenie obozowe,
I gęstemi przyległe ścieląc pola trupy,
Zrażą Turkom przed skokiem nienadane hupy.
Uciekli i sromotnie naszym dali tyły,
A świeże rany dymem powietrze kurzyły.
Nie przeto Osman smutny, nie przeto truchleje,
Owszem dziś obumarłe obczerstwia nadzieje.
O marność, o nikczemność wszytkich myśli ludzkich!
Bo gdy ujrzy na kupie tylo łbów hajduckich,
Dwie chorągwie tak wielkie, jeszcze słyszy przytym,