Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 242.jpeg

Ta strona została przepisana.

Siekł kogo mógł z potem krew pijący na poły,
I ucieli poganie, a on między trupem
Tak gęstym stał, sparszy się na pałaszu słupem,
W tureckiéj krwi po kostki; takież z niego cewki
Od głowy płyną na dół, jakoby z nalewki.
Dwadzieścia i kilka ran odniósł na swém ciele,
I ciętych i sztychowych, tak go przyjaciele
Opłakawszy, z życzliwéj czeladzi gromadą,
Na gotową lektykę wybladłego kładą.
Trzy dni żył, duszę potém zbawiennym obrokiem
Opatrzywszy, umiera wiecznym jęty mrokiem;
Nie umiera, nie w wiecznym śmierć go mroku kryje,
Nie da mu cnota umrzéć, która wiecznie żyje!
Sześć z swéj roty Chodkiewicz towarzyszów traci,
Ale mu to najbardziéj serce tarapaci,
Že znak jego, szczęśliwie z okazyj tak wielu
Wyniesiony, dziś został przy nieprzyjacielu.
Jankowski był chorążym, z którym szkapa w huku
Wziąwszy na kieł ni jeźdźca słucha, ni munsztuku;
Skoro pana w najgorsze labirynty wprawi,
Tam i zgubi, a Turkom chorągiew zostawi.
Wszytkie ta rzecz przeniosła w Chodkiewiczu smętki,
Ztąd śmierć starzec i koniec wróży sobie prędki.
Jakoż już codzień słabiał i na twarzy siniał,
Ubywa mu pamięci, a zgoła dzieciniał.
Trzech padło towarzyszów przy swym pułkowniku,
Dziewięć Rudominowych dostało się łyku
Tamtéj śmierci; tamże legł brat jego rodzony;
Trzech postradał Sieniawski, krajczy téj Korony.
Tam Stanisław Sarnowski, który był piastonem
Sławy Opalińskiego, z bratem legł rodzonem,
Skoro zbył prawéj ręki, z Mucyusem Scewą
Powierzonéj chorągwie dotrzymuje lewa;
Ale gdy koń szwankuje pchnięty przez łopatkę,
Żegna świat i oddaje swéj drużynie matkę.
Porucznik Rudominów ranny: bo dwie strzele,
Jednę w nogę, drugą wziął w twarz; i inszych wiele
Na tym placu cnoty swéj otrzymali piątna,
Których na wieki zazdrość nie ruszy pokątna;
Pachołków téż coś w onéj szeregowych zrucie,
Owo trzydzieści ludzi zginęło w kompucie.
Mniéj dał śmierci podczaszy, ale dobrych w pęta:
Tam Misiowski porucznik, tam zginął Wierzbięta,