Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 251.jpeg

Ta strona została przepisana.

Bo się ten czas zdał prawie do onéj roboty.
Wszyscy pełni nadzieje, pełni i ochoty
Znaku tylko czekają, rychło osieść kłęby
Pogaństwu, słowa żaden nie wypuści z gęby;
Milczenie zakazane; bo na tém należy,
Jeśli kto chce fortuny spróbować w kradzieży.
Aż tylko co pierwszego mają ruszyć kroku,
Deszcz (chociaż niebo było prawie bez obłoku,
Gwiazdy pięknie świeciły) zrazu poszedł mały,
Aż co daléj to większy, że zalał zapały.
Już téż dzień ognistemi Tytan koły wiezie;
Więc żeby nie wiedzieli Turcy o imprezie,
Wszyscy z serca westchnąwszy, co najciszéj mogą
Pierwszą do swych obozów wracają się drogą,
I chowają do pochew wyostrzone broni,
Gdy kęs nieobiecany z gęby się wyroni.
Bóg, którego litości żaden wiek nie skróci,
Dal dokument ojcowskiéj nad nami dobroci,
Za którą póki Polskiéj, póki świata staje,
Niechaj mu chrześcijaństwo wszytko chwałę daje!
O jakoż często człowiek w swojéj radzie błądzi!
Jakoż często swe szczęście niefortuną sądzi!
Nie mogła się sposobem ludzkim ona nadać
Impreza: bo kto widział, ten może powiadać,
Jakim kształtem obozy tureckie tam stały,
Tak gęsto miasto szańców otoczone działy,
Że os z osią zetkniona, koło z kołem spięte,
Nie mogło być żadnemi siłami rozjęte;
Pod każdém działem puszkarz z zapalonym knotem,
W dzień spał, aleby w nocy przypłacił żywotem.
Przy nich zaraz namioty i armatne wozy,
Mocnemi nakształt płotu opięte powrozy,
Tak ciasno, tak dychtownie, żeby zając szary
Nie mógł uciec między ich szopy i kotary.
Wązkie ścieżki, któremi póki dzień chadzano,
Na noc je bydły, końmi zewsząd zastawiano;
Wkrótce co krok to na łeb trzebaby upadać,
Nie wiedziéć co wprzód czynić, czy bić, czy się składać,
Zwłaszcza w téj stronie, którą naszy chcieli zwady,
Niepodobna bez klęski i hańby szkaradéj.
I nie są tak ospali Turcy jako prawią,
W nocy się bankietami, w nocy grami bawią;
Co buńczuk, co znak, to ksiądz, hodzia ich językiem,