Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 347.jpeg

Ta strona została przepisana.

Ani się Osmanowi dziwować, że o to
Gniewał się niesłychanie, kiedy takie spezy
Łożywszy, jako żaba z wiersze, spadł z imprezy.
Przeszło tysiąc namiotów i szop nakształt dworów
W onym stało ambicie, rozlicznych kolorów,
Rzekłbyś, że Wenecya albo nowa Sparta.
Brama jedna szeroka, w któréj zawsze warta,
Ognie kładzie, nakoło malowane płoty,
Pod niemi gęsto wszytkie leżały piechoty;
W dziedzińcu jak trzcia ludzi i chorzy i zdrowi,
Starzy, młodzi; bo się tak zdało wezyrowi,
I po wszytkich narodach rozesłał żołnierze,
Żeby biegli widzieć tych, co z niemi w przymierze
Wstępują i weseli z tak niespodziewanéj,
Do swych się brali domów, po wojnie, odmiany.
Już Dilawer i jego z nim brodafiasze
Stali, będąc gotowi przyjąć posły nasze,
Właśnie tak jako kiedy oblubieniec nowy
Do staréj na wesoły akt przyjeżdża wdowy.
Z których nim proch otrzepią, nim otrzęsą piaski,
W czerwonych aksamitach, srebrne niosąc laski,
Odźwierni wprzód wychodzą i w tak gęstym ludu
Rum czynią, który się zszedł dla onego cudu.
Toż i naszy posłowie, przez dwie długie sieni
Stanęli przed Osmanem w namiot wprowadzeni.
A ten siedzi jak bałwan, jakby sztukę balku
Złoconego postawił kto na katafalku.
Dywan naprzód bogaty, na dywanie zatem
We trzy łokcie wysokim wzniósł się majestatem.
I tak siedzi ni ręką ni nogą nie rucha,
Ni głową ani okiem; i chociaż mu mucha
W nos lezie uprzykrzona, jéj się nie ożenie.
Właśnie takie stawiają na jarząbki cienie,
Albo myśliwiec w pierzu uwędziwszy ćwika,
Pod nim na głupie ptaki rozjazdu pomyka.
Atoli wzdy orli nos i wyniosłe skroni,
Oko jasne, gniady włos, rzadko kiedy stroni
Od serca wspaniałego; te tylko w Osmanie
Znaki były grzeczności. Wkoło niego stanie
Zgraja wróżków, kuglarzów, mataczów, trzebieni,
Popów, karłów; których on tak wysoko ceni,
Żeby wolał Babilon, wolał stracić Alep,
Niż którego z wałachów; dlatego jak na lep,