Nie cudzą wdziać, swoję zdjąć potrzeba z patronem,
Jeśli kto między święte chce być policzonym.
Choć kozim, choć baranim okryty kontuszem,
Nic mu to nie pomoże, wżdy Bartosz Bartoszem. 10
Jadąc przez Prusy, w karczmie stanąłem popasem.
Ledwie wnidę do izby, aż z srogim hałasem
Wpadszy kucharka krzyknie, że przed samą stanią,
Robak porwał kolbakę a kuś bieżał za nią.
Tu gospodarz wypadnie, wołając sobaki. 5
Ja za nim, aleć spełna na koniech kolbaki.
Pytam, co się to stało, widząc gospodynią,
Aż chłopiec: kuś, wilk: robak, a kolbaka: świnią.
Widziałem psy, widziałem koty, razow kilka,
Obracając pieczenie, dziś dopiero wilka,
W Siostratynie, pierwszy raz; nie trzeba zazdrości
Malować, a dopieroż, jeśli się przepości;
Ledwie, że kucharz po coś wynidzie do sieni, 5
A wilk, na co dawno strzegł, z koła do pieczeni.
I, żeby się bestya pokazał ostrożnym,
Znowu na koło, znowu prożnym kręci rożnem.
Więc, gdy go kucharz kijem, przywarszy z nim kuchnie,
Wilka, rzecze, że głupiej natury usłuchnie, 10
Kijem bijesz; trzebaby na człowieka drąga,
Co do mięsa cudzego, rozum mając, siąga.
Tak ja i ze mną rozumie ich wiele,
Że w pięknym cnota wdzięczniejsza jest ciele
Pytam stoika, czemu na to sarka,
Czy woli z trzopa potrawę, niż z garka?
Na dowod tego nie potrzeba szkoły, 5
Dlaczegoż piękne Bog stworzył anioły?