A kiż ci dyabeł gębę przeciął miły bracie?
Ba, i ja, dziwując się, z całą patrzę na cię,
Musiałeś na to zażyć jakiego sekretu.
Kto chce gębę ocalić, niech nadstawi grzbietu.
Idąc do cyrulika szlachcic jeden z brodą,
Potka się z nim w ulicy przed swoją gospodą.
Proszę, panie, wróćcie się. Niemasz czasu, rzecze.
Nie będzie też talera. Wnet balwierz odwlecze
Przedsięwziętą potrzebę, ochotnie pozwoli, 5
Wraca się i owego z fizlami wygoli.
Widząc parę szostakow[1]: Niemasz tu talera,
A słowa nie dotrzymać szpeci kawalera.
Ktoż ci go obiecował, szlachcic go tym zbędzie,
Wżdym ci zaraz powiedział: Talera nie będzie. 10
Ganiono, że prędko szła za mąż, jednej wdowie,
Po pierwszym nieboszczyku; na co tak odpowie:
Niemasz się czym urażać, niemasz czemu dziwić,
Trudno się kołtunowi ma człowiek sprzeciwić;
Rożne jego skłonności do każdego członka, 5
Jedne skłania do trunku, drugie do małżonka;
Woleć, niźliby mnie miał, jako inszych, krzywić,
Że się zechce skądinąd, nie chcąc z głowy wywić.
Nie żadzę się ja, choć w przegniłym serze
W zębach mi kędy żywy robak gmerze,
Mieszam go z chlebem, niech kto patrzy krzywo,