U nas w botach do panien jeżdżą, nie po boty. 10
I owszem, żołnierz rzecze, czas utwierdził długi,
Że na rękę dać trzeba, kto przyjmuje sługi.
Ta zaś: Nie potrzebuje. Tom i ja daremnie
Przystał; kiedyś tak datna, nie masz sługi ze mnie.
Gościa w domu, pozorną szkodą nazwał ktosi.
I dobrze, bo pożytku żaden nie przynosi.
Przecie niechaj zdrów bywa, byle bez pozoru
Na mieszkanie nie jeździł do mojego dworu.
Gość u mnie gościem, poki nie minie dzień trzeci, 5
Osobliwych przyjacioł, rodziców i dzieci
Wyjąwszy. Importunem nazowę go śmiele,
Kto miasto trzech dni u mnie mieszka trzy niedziele.
Chcesz po mnie, zażyjże sam dyskrecyej wprzody;
Będziesz mi bez ciężaru, będziesz i bez szkody. 10
Lekkie się obrok widzi, wiszowate siano,
Chleb brudny, piwo kwaśne i budzą cię rano.
Słuchaj gościu mej rady: dla lepszej wygody,
Nie wadzi dwakroć w tydzień odmieniać gospody.
Choć trzy dni u każdego z przyjaciół zabawisz, 5
Cały rok, w swoim domu nie postawszy, strawisz.
Przyjedźże znowu do mnie, będzie piwo beczką.
Chleb piękny, siano drobne i obrok nie z sieczką.
Wierz mi, że, niźli dzisia, przywitam cię milej,
Bo skończywszy, znowu się twoj pocznie przywilej.[3] 10
- ↑ Pierwotny nadpis tej przypowieści w rkp.: Gość (wyraz ten potym przekreślono) damnum speciosum.
- ↑ Pierwotny nadpis tej przypowieści, przekreślony w rkp.: Do gościa niedyskretnego.
- ↑ Ostatni (dziesiąty) wiersz tej przypowieści napisano na boku rkp. Pierwotna jego forma, przekreślona w rkp., była: Bo się (s)kończy tam pocznie gościny przywilej.