Nie wie marcha, że z niego wytrzepują prochy.
Tak człowiek zły a głupi, niech mu kto najskromniej 5
Jego grzechy i jego narowy przypomni,
Ciska ani się bardziej nie urazi niczym,
Jakbyś go nie trzepaczką, ale chlustał biczem.
Po wczorajszym bankiecie wynidę z pokoju,
Aż w izbie pełno krwie, szkła, obu końcow gnoju;
Temu księdza, owemu balwierza prowadzą,
Ci jednają a drudzy dopiero się wadzą;
Ten okradziony biada, bez czapki, bez szable, 5
Ten się potłukł, ten bluje. Hala, hala, dyable!
Aż beczka stoi, z ktorej wczora pito wino;
Tyś to, rzekę, dzisiejszych hałasow przyczyno?
Nie ja, bo pokim pełna leżała napoju,
Nie było, odpowie mi, w domu niepokoju. 10
Wino w ludzi, wiatr w beczkę, nie mogłam się marniej
Obrocić, na pomyje szedszy do piekarni.
Tam nim zgniję, nim moj wiek naznaczony minie,
Od początku do szczątku piją ze mnie świnie.
Biedna beczka, pomyślę, miły panie, że tu; 15
Coż gospodarz? Coż ma być? Gość kontent z bankietu.
Z ognia się gnie żelazo; im dalej komina,
Tym twardsza, tym trudniejsza do reformy szyna;
Rychlej schylisz latorośl, niż wyrosłe dęby.
Ma rada: poki chłopcem, niech nie puszy gęby,
Nie żałować kowadła, nie folgować młotu; 5
Jeźli twardy: ciąć w goły zadek prętem z płotu.
Minęło dwadzieścia lat: choćbyś zatym walił,