Trafiło się, żem w dom swoj zaprosił sąsiadow,
Więc to, co do ziemiańskich należy obiadow,
Kucharz gotuje: mięsa, zwierzyny i ptaki,
Panna: mleczka, papinki i insze przysmaki,
Żeby i syty znalazł co jeść z apetytem. 15
A to wszytko do sklepu wniesiono z korytem.
Patrzcież, co Figiel zrobił. Zakradszy się skrycie,
Jedno zepsował, drugie pojadł na korycie,
Jabłka tylko zostawił same a orzechy.
Co gdy powiadam gościom swym, nie bez uciechy, 20
Aż żona moja w słusznym odpowieda gniewie:
Odfiglowano mu też, bo wisi na drzewie.
Nie nadają się, rzekę, skwapliwe dekrety,
Niechajby był przynajmniej strawił nocne wety.
Młodzian jeden, pieczenią rozbierając z wołu,
Jakoś pana młodego opryśnie u stołu.
A ten: Opończe, nim mię co więcej doleci.
Coż, rzecze krajczy, albo kapie na waszeci?
Dosyć rychło, co prawda, kędy w dachu dziura, 5
I pod opończą zmoknie benigna natura.
A to jako? Ow znowu: Proszę bez urazy:
Kto był raz kpem młodzieńcem, małżonkiem dwa razy.
Szlachcic jeden ubogi, ale z wielką brodą,
Był u mnie; potym, skoro mu konia wywiodą,
Chcąc poprawić kulbaki, że spadła na kłęby,
Gdy ręce miał przysłabszym, ujmie poprąg w zęby.
Chce potym do strzemienia nogę włożyć zwykle, 5
Lecz mu się broda w przędzkę ze śpieniem zawikle.
Pierdzi szkapa podpięty a potym jak z woru
Imo sam nos świeżego puści gnoj odoru.
- ↑ Pierwotny nadpis, przekreślony w rkp.: Wygoda z brody.