Jeśli co kiedy żenie w moich żartach wadzi,
Na rozpuszczoną brodę pamiętać mi radzi.
Źle tu, rzekę, natura swoje członki kładła,
Że nikt brody nie może widzieć bez zwierciadła,
Przypominać za każdym trzeba ją niestatkiem. 5
Aż drugi: Bo się sama nie ozowie z zadkiem,
Który, gdy we zwierciedle obaczyć się nie da,
Niemasz dziwu, że coraz o sobie powieda.
Przywiedziono złodzieja do mnie z wielkim brzuchem.
Każę go w poły mocnym opasać łańcuchem,
Lecz, gdy żyje dyetą, nie to je, co kradnie,
Wyłacniał, że za sadłem łańcuch z niego spadnie.
Toż pozbierawszy z żerdzi nad piecem kiełbasy, 5
Żeby się zaś poprawił, poszedł w dute pasy.
Mogłci wytrwać do jutra, usłyszawszy, powiem,
Bo się pewnie otruje i przypłaci zdrowiem,
Wszak jeszcze świeże były, i to piękna foza,
Dać gardło od kiełbasy, zdarszy się z powroza. 10
Gdy gonili po strychu moi chłopcy szczury,
Dziewka też wziąwszy miotłę stanęła u dziury.
Coż uczyni psia gadzina? Widząc nieprzelewki,
Gdy nie może do dziury, pod fartuch do dziewki,
Jakoby do fortece a potym po nodze, 5
Tam wlazł, kędy najgorzej Reinie niebodze.
Więc zastawszy zamknione drzwi tamtego gmachu,
Jął się skobla zębami od wielkiego strachu,
Dałci garło przy zamsie, a dyabołże potym,
Kiedy mu przyszło kielce rozdzierać z kłopotem. 10
Na wiekiby się była odprzysięgła zwierza,
Codzień, przez trzy niedziele, wstydząc się balwierza.