Kto, po pierwszej nieboszce, żeni się raz drugi,
Ten zwątlone okrętu łatanego fugi.
Znowu z portu na morze niepewne wypycha.
Prędkoż, prędko zaszumi malacya cicha!
Im skromniejsza panienka, jak tytuł odmieni, 5
Tym się gorzej niewiasta ciska, burzy, pieni.
Nic tu Neptun nie radzi; kija trzeba, kija,
Bez niego rzadko który do portu zawija.
Dwadzieścia trzy, pierwszy raz żeniąc się, miał lata,
Wdowa czterdzieści i sześć; śmieszna alternata.
Teraz pannie piętnaście, a tobie z okładem
Pięćdziesiąt; tam wnuk z babą, tu zaś wnuczka z dziadem;
Za lat kilka jej łóżka, tobie trzeba stolca. 5
Umrzesz? Jakoś ty dziewczę, ona pojmie golca.
Nie chciałeś z równą ciągnąć w małżeńskim chomącie,
Bies po klaczy, dwa źrebię, po starym drygancie.
Gałąź, mówią, na której mąż się wiesi: żona.
Urwałeś się od zgniłej, dotrzyma zielona. 10
O szkarady nierozum; aże myślić groza,
Raz się urwawszy, szukać inszego powroza.
Chcesz wisieć, bywszy młodym, poki nie dorośnie,
Żebyś ją mógł snadnie zgiąć, młodej szukaj sośnie.
A kiedyć lata dojdą i już będziesz starym, 15
Dogodzi, chociaż z suchym starodub konarem.
Nie wiem co za pokuta człeka w tym rozgrzesza,
Jeśli prawda, że kto się żeni, zaraz wiesza.
Kto się na to odważy, czy w konopnym stryczku,
Mało należy, czy wisieć mu na łyczku.
- ↑ Na boku rkp. dopisano: Disparibus bobus non bene trahitur currus.